Podróż Długi weekend w Trapani
08.05.2013
Jak tylko pojawiła się informacja o otwarciu połączenia lotniczego z Rzeszowa do Trapani na Sycylii, od razu kupiliśmy bilet. Kto wie jak długo połączenie się utrzyma? W samą majówkę było drogo, ale już tydzień później udało się zarezerwować lot w cenie 640 zł za dwie osoby w dwie strony. Oczywiście, jak to w Ryanairze, tylko z bagażem podręcznym. O ironio, później bilety były jeszcze tańsze, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Lecimy na Sycylię! To kolejne miejsce, które było na liście moich naj, naj, najbardziej wymarzonych.
Samoloty do Trapani z Rzeszowa kursują w środy wieczorem i w niedziele rano. My startowaliśmy w środę i wracaliśmy w weekend. Na miejscu mieliśmy zatem spędzić pełne trzy dni. Majówkę spędziliśmy w związku z tym grzecznie w domu wyczekując następnego weekendu.
Nasz samolot wystartował o 20:40, a lot miał trwać 3 godziny. I tu niespodzianka – wylądowaliśmy godzinę wcześniej – nie o 23:45 a o 22:45. Ku naszej radości na miejscu okazało się, że autobusy linii AST odjeżdżają do Trapani i do Palermo nawet o tej późnej porze spod samego wejścia.
Koło północy wysiedliśmy z autobusu na przystanku Trapani Porto i ruszyliśmy do naszego B&B, gdzie czekał na nas przyjemny pokoik z łazienką.
Niedługo potem zapadliśmy w sen – chociaż noc była ciężka. Kto wiedział, że mewy robią tyle hałasu??
09.05.2013
Śniadanie podane w B&B nie zwalało z nóg, ale za to kawa była bardzo dobra. No i widoki!! W A Babordo można jeść we wspólnej części lub na tarasie, który jest zlokalizowany na dachu. Rozciąga się z niego widok na piękne szafirowe morze, port turystyczny i inne dachy.
Zwiedzanie zaczęliśmy od czwartkowego targu. Pierwsze wrażenie rynku nie porażało – ot chińszczyzna jak wszędzie. Dopiero, gdy trafiliśmy w część z jedzeniem, zrobiło się kolorowo. Oliwki, suszone pomidory, całe mnóstwo różnych serów i włoskich kiełbasek. No i truskawki! I takie dziwne, duże, zielone… fasole?
Od rynku do dolnej stacji kolejki przy Strada Provinciale dzieliło nas 3,5 km. Dolna stacja znajduje się u stóp góry – tam gdzie zaczyna się ostre wypiętrzenie. Widoki z kolejki są nie do przecenienia. Każde kilka metrów w górę odkrywa kolejny ciekawy obrazek, skrawek miasta, czy wybrzeża.
Na zwiedzanie Erice nie mieliśmy szczególnego planu. Najpierw udaliśmy się zatem wzdłuż murów miejskich do Zamku Venus – Castello Di Venere. Dalej pozwoliliśmy decydować nogom, gdzie nas poniosą i kluczyliśmy w wąskich uliczkach pomiędzy starymi domami z kamienia. W maju nie było tłumów, co umożliwiło spokojną kontemplację atmosfery miasteczka i penetrację zaułków. Kiedy jednak głód zaczął o sobie przypominać, zdaliśmy sobie sprawę, że w plecaku mamy tylko trochę suszonych pomidorów i wodę mineralną. To był sygnał do odwrotu, szczególnie, że ceny na Erice okazały się znacznie wyższe niż w Trapani.
Na dole czekał nas długi spacer do lokalu, który poleciła nam właścicielka B&B. Po drodze
przy Via Dante Alighieri natknęliśmy się na miejską plażę, a tam widok plażowiczów kąpiących się w szafirowym morzu pozwolił zapomnieć na chwilę o głodzie. Po posiłku udaliśmy się do naszego pensjonatu, na krótki odpoczynek, a potem jeszcze raz wyszliśmy na spacer.
Wieczorem zwiedzaliśmy porty Trapani – turystyczny, jachtowy i rybacki. To najciekawsza część miasta – decydująca o jego niepowtarzalnym charakterze.
Więcej na temat organizacji wyjazdu, cenach, a także przygodach tego dnia przeczytacie TUTAJ.
A poniżej komplet fotek z pierwszego dnia naszej wycieczki…

Dzień drugi, czyli Favignana rowerem 2013-05-10
10.05.2013
Plan dnia drugiego był z góry ustalony: płyniemy na Favignanę, a tam na rowerze zwiedzamy wyspę. Port turystyczny w Trapani znajduje się przy południowym nabrzeżu. Na Egady pływają linie Ustica i Siremar, ale w Siremar nie zdołałam zdobyć informacji o tym, co, gdzie i kiedy. Popłynęliśmy zatem wodolotem Ustica Lines. Prom płynący na Favignanę zatrzymuje się po drodze na Levanzo i wyrzuca tam część podróżnych. Kiedy zacumowaliśmy na te kilka minut przy Levanzo i zobaczyliśmy idealnie krystaliczną wodę, której przejrzystość sięgała kilku dobrych metrów w dół, nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom.
Na szczęście na Favignanie okazało się, że tam morze jest równie lazurowe. Prom cumuje w niewielkim porcie, który znajduje się w centrum jedynego miasteczka na wyspie. Zaraz przy porcie panowie wręczyli nam ulotki, które okazały się być mapkami wszystkich trzech wysp, a kawałek dalej zaczepił nas człowiek pytając, czy chcemy wypożyczyć rower. Tak! Chcemy :] Taki był plan.
Nasza wycieczka rowerowa miała jednak pewien poślizg. Najpierw udałam się do informacji turystycznej, która znajduje się w jednym z najładniejszych budynków na Favignanie – w willi rodziny Florio. Uroczy neogotycki dom z pięknym ogrodem góruje nad zatoką. Jego lokalizacja jest w pewnym sensie symboliczna, bo rodzina Florio w XIX w. była w posiadaniu wyspy. W informacji turystycznej nie dowiedziałam się jednak nic ciekawego, więc usiedliśmy nad zatoką przy plaży i uraczyliśmy się espresso. Plaża, słońce, kawa i cały piękny dzień przed nami – dla takich chwil warto żyć.
Favignana to największa z Wysp Egadzkich. Jej powierzchnia wynosi 20 km kw. i z pewnością można by ją objechać w ciągu jednego dnia. My jednak mieliśmy nieco skromniejsze plany.
Przejechawszy wyspę w poprzek dotarliśmy w okolice półwyspu Punta Longa i skręciliśmy w lewo kierując się w stronę Lido Burrone. Miejsce to opisywane jest przez przewodniki, jako najpopularniejsza plaża. Przyczyną jest zapewne fakt, że znajdziemy tam wygodne, szerokie wejście do wody i nieco tradycyjnej piaszczystej plaży. Chcieliśmy jednak uniknąć masowego plażowania, dlatego udaliśmy się dalej w kierunku kolejnej plaży Cala Azzurra. Nie licząc niebieskiej wody i pięknego dna, ta plaża ma zupełnie inny charakter niż Lido Burrone. Nad wodą góruje skarpa, a sama plaża jest bardzo wąska i kamienista. Jest tam zatem pięknie i malowniczo, chociaż nieco mniej wygodnie. I niestety… tak samo tłocznie jak przy Lido Burrone. Ostatecznie, obawiając się, że w końcu przegapimy szansę na kąpiel w morzu, postanowiliśmy rozłożyć nasz biwak w tym miejscu.
Plażowanie nie zajęło nam więcej jak półtorej godziny. Tacy z nas plażowicze. Dalszą część wycieczki odbyliśmy dziką ścieżką wśród dawnych kopalni tufu – zarówno tych położonych na lądzie, jak i przy brzegu. Do szczególnie malowniczych należy Bue Marino nad samym morzem.
Do miasteczka wjechaliśmy od wschodu. Od razu oddaliśmy rowery i kupiliśmy bilety na statek powrotny, do którego mieliśmy jeszcze 2 godziny. To był nasz czas, żeby pooglądać miasteczko. Kiedy jednak przyszła pora do odwrotu wsiedliśmy grzecznie na pokład statku. Szkoda, że 30-minutowy rejs trzeba przesiedzieć w zamkniętym pokładzie. Na zewnątrz byłoby dużo ciekawiej.
W B&B byliśmy koło 20:00, ale wcześniej zrobiliśmy jeszcze małe zakupy. Nasza kolacja poprzedniego dnia była tak wyśmienita, że trzeba było to powtórzyć. Sztangiel, ser włoski i włoskie kiełbaski. Tym razem były też oliwki na wagę, a na deser oczywiście truskawki.
Więcej o tym dniu przeczytacie TUTAJ.
A poniżej komplet fotek z drugiego dnia naszej wycieczki…
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
miło powspominałam :)
-
Uwielbiam Włochy.Fajne klimaty i udana podróż.
Pozdrawiam-) -
Mila podroz pozdrawiam
-
Dzięki za wirtualną wycieczkę na Sycylię:) Czekam na ciąg dalszy na rowerze.
Tak,mewy potrafią nieźle hałasować i nie dac spać.W Warnie było podobnie. -
...najpierw bardzo się zdziwiłem, że tuptające mewy Gołasa mogą komuś w Polsce być nieznane ... :-) ...
...potem dotarło do mnie istnienie bariery pokoleń...
...potem dotarło, że informacje o duecie, który tak poetycko o mewach śpiewał, chyba o uszy mi się obiły - chyba w trójkowej audycji "Gitarą i piórem". Jeszcze później pojawiło się podejrzenie, że przypominanie sobie faktów, które mogły nie mieć miejsca, może iść w parze z pamiętaniem tych sprzed lat wielu lat i zapominaniem sprzed godziny, co jest, jak wiadomo, symptomem przekroczenia bariery pokoleń już hektar czasu temu ... :-) ... -
Co do cennika - to oczywiście nie ma sprawy :]
Co do mew... mi były znane tylko od bardziej romantycznej strony jak u Andrzeja Koryckiego - http://www.youtube.com/watch?v=ghgPA1pLD-Y
:D -
...w dniu pierwszym, choć piechotą, to kawał drogi przebytym został!...
-
...po przeczytaniu kilku wersów wstępu do opisu podróży śpieszę donieść, że hałas czyniony przez mewy tupoczące w najbliższym otoczeniu znany jest od dawna, a przynajmniej od czasu wykonania przez Wiesława Gołasa tego tekstu! Może ballady? Może hymnu - http://www.youtube.com/watch?v=-UABeezFdak -
... :-) ... -
Mogę ukraść cennik z bloga na stronę? Oczywiście, link będzie i link do Kolumberowej podróży też :)
-
Ciąg dalszy nastąpi z pewnością :] No a jakby nie Twoje opisy, to kto wie, czy podróż doszłaby do skutki! Także dziękuję! :D
-
Przeczytałam i tu i w blogu, i poproszę dalej!!!
-
Trapani, jak miło :)
-
Pierwszy dzień z pewnością udany - czekam na ciąg dalszy